Wszyscy opisują pozycje godne polecenia, bo dlaczego tego nie robić skoro lektury dla maluchów są fajne? Czy jednak w Waszej biblioteczce znalazły się kiedyś książeczki, które wywołują mieszane uczucia? U mnie jedna taka jest i chciałaby się z Wami tym podzielić i poznać także Wasze zdanie.
„Co wypanda a co nie wypanda” Ola Cieślak, Wyd. Dwie Siostry.
(27 stron ilustracji i krótkich tekstów)
(27 stron ilustracji i krótkich tekstów)
W tytule nie ma błędu. Jest dokładnie taki jak napisałam, dość chwytliwy i humorystyczny. Głównym bohaterem jest (jak się łatwo domyślić) Panda, aczkolwiek tylko na ilustracjach, bo w tekście nie ma o niej mowy.
Zacznę od pozytywnych cech tej minilektury.
1. Ilustracje – są typowo dziecinne i na pierwszy rzut oka wyglądają jakby były wykonane przez malucha. Są „pobazgrane”, pokolorowane nieregularnie, kolor wychodzi poza kontur postaci. Osobiście lubię takie książeczki, a to dlatego, że doceniam wszelkie wytwory wychodzące spod małych rączek (oczywiście wiem, że to tworzył grafik).
2. Czcionka – podobnie jak ilustracje, do złudzenia czasem przypomina pismo dziecięce: krzywe litery, część pisanych część drukowanych, każda w innym kolorze.
4. Tekst – jest krótki i rymowany, czyta się go dość dobrze, choć zawiera kilka trudnych słów funkcjonujących w naszym języku, aczkolwiek zapożyczonych. Pozytywem jest że nie tylko dziecko, ale i rodzic może zapoznać się ze znaczeniem i sposobem ich odczytywania – wszystko podane jest w „legendzie” (nie czarujmy się, są ludzie, którzy nie potrafią wymówić tych zwrotów, nie mówiąc już o rozumieniu ich znaczenia :). Tak więc utrwalimy czym są:
– savoir-vivre,
– faux pas,
Dodatkowo możemy wzbogacić wiedzę dziecka na temat bakterii coli.
5. Wykonanie – kartki są bardzo sztywne i grube, co w bliskim kontakcie z dzieckiem przedłuża żywotność 🙂 Trudno je pognieść czy podrzeć.
A teraz sprawy, które wywołały we mnie sprzeczne uczucia:
1. Ilustracje (tak wiem, były w pozytywach). Opiszę je po szczegółowym zapoznaniu się z książką. Może miało być śmiesznie i pouczająco oraz dosłownie, jednak zaczęłam się zastanawiać czy ta książka jest na pewno odpowiednia dla maluchów. Dlaczego? Wszystko ludzkie i nic nie powinno zaskakiwać. O ile jestem w stanie przeboleć misia, któremu wypływają zielone smarki z nosa lub leci mu ogień z dymem z tyłeczka, o tyle zniesmaczyła mnie ilustracja na której Panda zrobił kupę. W tekście mowa o nocniku, a moja córka patrzy i pyta: „Czemu ta kupa jest na podłodze? Przecież tak się nie robi.”
– Może zielona plama ma imitować nocnik?
– Może ten rysunek spełnił swoją rolę, bo Hania jednak zauważyła niewłaściwe zachowanie bohatera?
– Może maluchy lubią naśladować bohaterów bajek i książeczek? Jeśli tylko przeglądają „lekturę” zamiast czytać… może wpadną na jakiś nietuzinkowy pomysł? Wiecie o co mi chodzi? 🙂
– Może się czepiam – jednak mam prawo wyrażać swoje zdanie.
– Może zielona plama ma imitować nocnik?
– Może ten rysunek spełnił swoją rolę, bo Hania jednak zauważyła niewłaściwe zachowanie bohatera?
– Może maluchy lubią naśladować bohaterów bajek i książeczek? Jeśli tylko przeglądają „lekturę” zamiast czytać… może wpadną na jakiś nietuzinkowy pomysł? Wiecie o co mi chodzi? 🙂
– Może się czepiam – jednak mam prawo wyrażać swoje zdanie.
2. Słowa – część pochodzi z mowy potocznej, zapewne miał to być element humorystyczny. Lecz słowo „glut” do mnie nie przemawia. Wiem, że niektórzy tak nazywają katar, inni używają słowa smarki, gile, babole etc. Osobiście glut kojarzy mi się dwuznacznie i wolałabym, żeby moje dzieci nie utrwalały go w swoim słowniku, kiedy mają na myśli wydzielinę z nosa.
Jeśli uważacie, że niepotrzebnie przesadzam, śmiało piszcie w komentarzu. Nie obrażę się 🙂 Jak wspomniałam, nic co ludzkie nie jest mi obce, jednak niektóre rzeczy kierowane do maluchów nie muszą być chyba tak dosłowne. A może jestem inna :-p
Mamy, moje dzieciaki bardzo lubią 🙂
Poluję na tą książkę od dawna i zawsze kupuję coś innego. Chyba w końcu się na nią skuszę.
Cena na książce to 22,99 a na aros.pl jest po 15,99. Jeśli kupujesz więcej na raz warto tam zajrzeć, można trochę zaoszczędzić.
Już spotkałam się z jedną recenzją tej książeczki i była zachęcająca. Spodobał mi się pomysł na przekazanie pewnych zasad w postaci rymowanek, wiem, że dzieciaki to lubią. Jednak ja również zwracam uwagę na słownictwo. Wokół za dużo jest dziwnych słów, nowopowstałych oraz takich potocznych, czasem źle się kojarzących, np we współczesnych bajkach animowanych, trudno czasem cokolwiek zrozumieć. Szkoda, że autorzy takich książeczek czasem się zapominają.
Ogólnie rzecz biorąc nie jest zła. Tylko te dwie rzeczy psują jej urok 🙂
Jeśli pamiętasz gdzie czytałaś recenzję podeślij mi link 🙂
Na Fb jedna dziewczyna napisała mi taki komentarz: "To wydawnictwo ma jeszcze jedna "wspaniałą" ksiązkę pt KUPA – opisującą kształty kup poszczególnych zwierzakow" 🙂 Zabiło mnie to 😛
Mojej córce bardzo przypadła do gustu 😉
W sumie w prezencie dostał ją Synek, ale jemu na razie wszystko jedno. Córka owszem, przegląda, ale ciężko mi stwierdzić czy jej się spodobała.
Zgodzę się z Tobą, że co do niektórych książek, a raczej elementów ich tekstu, czy też niektórych ilustracji, można mieć wątpliwości czy aby na pewno autor był w pełni świadomy tego co robi.
Ta książka nie przypadłaby mi to gustu… Za bardzo pstrokata… Wolę wyraźne i czytelne, może dlatego że moje dziecko dopiero uczy się ogladać książki …. Ale kto wie, może kiedyś się zainteresuję 🙂