Sama skakałam w jeszcze wiele innych gier. Minimalny wymóg to dwie osoby. Tak, dobrze czytacie, dwie wystarczyły. Jedna skakała, jedna „stała w gumie” a żeby naciągnąć drugą stronę przywiązywało się gumę do byle czego – radziliśmy sobie! Były i zabawy gdzie trzy i cztery osoby mogły stać w gumie. Kiedy ktoś skusił, wchodził do gumy wymieniając osobę, która w niej stała.
Ba, nie trzeba było skakać, jeśli się miało ten gadżet. Znacie zabawę „Myszka Miki gra w guziki?” – przy niej nie skakaliśmy, tylko trzeba było przechodzić przez gumę tak by jej nie dotknąć, a jej ułożenie było skomplikowane. Jeśli nie znacie „Myszki Miki” opiszę tę zabawę w osobnym poście, tylko dajcie znać 🙂
Korzyści płynące z gry w gumę:
– aktywność fizyczna,
– nauka liczenia,
– zapamiętywanie sekwencji – rozwijanie pamięci,
– rozumienie i stosowanie zasad fair play,
– rozwijanie umiejętności społecznych, integracja,
i wiele innych pozytywnych cech!
A może także macie wspomnienia związane z gumą, chętnie je poznam, a także umieszczę na swoim blogu, bo gier było całe mnóstwo!
Ostatnio wspominałam, że wreszcie doczekałam się opisu gier z wykorzystaniem piłki. Teraz cieszę się jeszcze bardziej, bo będzie o gumie, którą współczesne dzieci znają już chyba tylko z opowiadań. Powiem też, że został jeszcze jeden temat na który czekam niecierpliwie? Może zgadniecie? A może chcecie wziąć udział w cyklu a nie macie pomysłu – podpowiem, tylko się odezwijcie :).
Przedstawiam Wam co ma do powiedzenia Ola z bloga Ola oops!!!
Kilka słów o autorce:
„Witam! Mam na imię Ola.
Chyba łatwiej jest mi napisać kim nie jestem.
Nie jestem idealną matką, żoną, nauczycielką, kobietą, jednak wszystko, co robię, wykonuję z pasją, nie zważając na życiowe OOPS!!!
Tworzę blog, który jest odbiciem mego emigranckiego życia (siódmy rok we Francji, 6 lat w Anglii), mojej miłości do córki Inki i inkowego Taty, radości z bycia nauczycielem, zafascynowania modą…
O tym właśnie możesz poczytać na Ola oops!!!”
Gry w gumę
„Raczej nie byłam dobra z wuefu. Co tam: 'raczej’… Byłam beznadziejna.
Pan Waldek szybko zorientował się, że wiele ze mnie nie wyciśnie i zatrudnił mnie do podawania piłek i rozplątywania skakanek.
Upust swoim sportowym możliwościom dawałam na placu przed szkołą, 'na blokach’, gdzie mieszkały koleżanki z klasy, na szkolnym boisku. Bo tam właśnie było prawdziwe szaleństwo. Gumowe szaleństwo.
Jak to jest, że nie pamiętam tablicy Mendelejewa, czy budowy pierwotniaka, za to wszystkie 'figury’ gry w gumę wyryły się w mojej pamięci doskonale?
Najczęściej grałyśmy w ’dziesiątki’. Zabawa polegała na tym, by wyskakać figury odpowiadające kolejnym cyfrom. I tak na przykład: jedynki to skok dwiema nogami na jedną stronę gumy, dwójki- dwa skoki, trójki – trzy skoki ze zmianą nóg. Najtrudniejsze były 'siódemki’ i 'dziewiątki’. Szczególnie 'na pasie’. Trzeba było zaliczyć wszystkie kolejne poziomy: kostki, kolanka, łydki… Zaraz, zaraz… Te 'łydki’ to przecież na wysokości ud się znajdowały. Ale jakoś nam to widać głów nie zaprzątało.
A więc kto zaliczył od 'jedynek’do 'dziesiątek’ na kostkach, przechodził do 'kolanek’, itd.
Oprócz 'dziesiątek’ skakałyśmy jeszcze ’egzaminek’. To już wyższa szkoła jazdy. Trzeba było powtórzyć zestaw figur pokazanych przez gracza z drugiej drużyny. A jak się nie udało to była 'skucha’ i trzeba było czekać na swoją turę. Czasami ekipa grająca wbrew zasadom fair play wykrzykiwała: 'skuś baba na dziada’.
Gumę każda z dumą nosiła w plecaku. Była równie ważna, co piórnik i zatemperowany ołówek. I nikt mi nie wmówi, ze lepiej mieć najnowszą grę na jakieś tam 'plejstejszyn’.
Już nie mogę się doczekać, kiedy Inka będzie na tyle duża, by dać mamie pretekst do tego cudownego skakania. Ciekawe, czy uda mi się jeszcze zrobić 'dziewiątki’ bez 'skuchy’.
Ola”
Pozostałe posty z cyklu:
U nas najczęściej grało się w "Tydzień". Poza ta grą nie pamiętam innych gumowych szaleństw 😉
Pamiętam jak z koleżankami skakałyśmy na wybiegu podczas przerwy – jaka to była frajda. Starszą córkę nauczyłam i to ona teraz zabiera gumę do szkoły 🙂
Jak miło sobie przypomnieć jedną z ulubionych zabaw w dzieciństwie! U mnie każda dziewczyna z klasy dobrze skakała w gumę, choć nie każda radziła sobie na w-fie. Ale powiem wam, że nawet i jedna osoba mogła skakać… Wystarczyło poskręcać gumę o nogi stołu i ciężkich krzeseł – tak ćwiczyłam w domu po szkole 🙂 Jednak zabawa z innymi dziećmi dawała dużo więcej radości.
Do dziś zastanawiam się dlaczego jest to "dziewczyńska" gra i każdy chłopiec który również chciał pograć był wyśmiany przez kolegów 🙂 No chyba, że chłopcy chcieli się powygłupiać to wtedy wskakiwali wszyscy razem i nie było obciachu ;P
Teraz mi przypomniałaś, że skakało się też stojąc w gumie szeroko, na baczność lub na jedną nogę.
U mnie był jeszcze poziom "ręce". Gumę trzymano w górze a ręce zastępowały nogi 🙂