Z założenia książka kojarzy nam się z przedmiotem, który posiada mnóstwo kartek i sporo tekstu. Oczywiście te dla dzieci przeplatane są dużą ilością ilustracji, a im młodszy odbiorca tym tekstu mniej. Są wydania tematyczne z prostymi obrazkami, które tekstu w ogóle nie mają, ale czy warto kupić książkę z bardzo dużą ilością szczegółów, pozbawioną tekstu? Wydawnictwo Babaryba, ma pod tym względem jednoznaczne stanowisko. Z mojego punktu widzenia oni preferują książki, których zadaniem jest jak największa aktywizacja dziecka – pisałam o tym tutaj (klik).
Książki bez tekstu
Stephan Lomp – „Auta”,”Samoloty”, „Na budowie” oraz Stefan „Seidel AutoMoto”
Wspominane powyżej tytuły Stephana Lompa to cała seria. Książki są kartonowe, z twardej tektury i mają bardzo duży format. Wszystkie łączą wspólni bohaterowie. Dla każdego można ułożyć oddzielną historię i to jest właśnie w tych książkach fajne. Dodatkowo:
– ćwiczą spostrzegawczość, bo wśród wielkiej ilości szczegółów trzeba odnaleźć właściwe postaci;
– rozwijają wyobraźnię i umiejętność konstruowania wypowiedzi;
– uczą dostrzegania związku przyczynowo-skutkowego;
– uczą oceny postępowania bohaterów;
– wzbogacają słownictwo.
W każdej części bohaterowie mają te same role – króliczyca jest policjantką, mops złodziejem, panda listonoszem, pudelek starszym marudą etc.
Książka Stefana Seidela jest podobna. Tyle, że tutaj główną tematyką są pojazdy czyli to co chłopcy lubią najbardziej.
Mój syn jest ewidentnie fanem motoryzacji. Mógłby siedzieć z tą książką pół dnia. Mamy ją już od jakiegoś czasu, więc na początku była seria pytań „Cio to?” a później oczekiwanie na zagadkę zadaną przez mamę. Odnajdziemy w niej mnóstwo środków transportu: dwukołowe, czterokołowe, szybkie, wolne, jeżdżące po szynach, pływające itd.
Moje dzieciaki uwielbiają te egzemplarze. Hania tworzy własne bajki, Wojtek cieszy się, że może odszukiwać w książce to, o co go poproszę.
Przesadziłabym mówiąc, że omawiane pozycje są pozbawione tekstu kompletnie – są napisy na autach czy budynkach, ale bardzo nieliczne i w zasadzie nieistotne.
Przesadziłabym mówiąc, że omawiane pozycje są pozbawione tekstu kompletnie – są napisy na autach czy budynkach, ale bardzo nieliczne i w zasadzie nieistotne.
Germano Zullo & Albertine – „W górach” i „Nad morzem”
Te książki nie zauroczyły szczególnie ani mnie, ani moich pociech. Podobnie jak wspomniane powyżej tytuły wykonane są z grubego kartonu, ich format jest jednak nieco mniejszy. Postaci w tych książkach są charakterystyczne. Wiem, że niektórym się podobają. Jedna część oscyluje wokół lata i pobytu nad morzem, druga wokół zimy i pobytu w górach.
Także tutaj możemy opowiadać historie o każdym z osobna – czytelniku wszelakich utworów o „Tajemnicach”, mamusi i jej synku, zapalonym fotografie, parze artystów itd. Są też rzeczy absurdalne. Wszystkie te składniki uczą także logicznego myślenia i spostrzegawczości.
W tych egzemplarzach odnajdziemy szczątkowe ilości tekstu w chmurkach i napisy na budynkach.
Paweł Kłudkiewicz – „Roboty”
Mamy i polskiego autora w tym zestawieniu. Moim zdaniem dla maluchów ta książka jest dość trudna. Być może sprawi, iż dzieci zainteresują się techniką, zaczną rozpoznawać niektóre litery czy cyfry.
Roboty można zobaczyć w różnych sytuacjach: na innej planecie, w chmurach, pod wodą, na plaży, placu zabaw, w fabryce czy na dyskotece. Każdy z nich ma inny talent, inne zainteresowania i umiejętności – podobnie jak ludzie.
Jeśli z tych pozycji miałabym Wam coś szczerze polecić z pewnością padłoby na 4 pierwsze tytuły. Przyjęły się u nas bardzo dobrze, podczas, gdy reszta poszła w odstawkę – ale wszystko przecież zależy od upodobań konkretnego malucha 🙂
Lubimy takie 🙂