Żyjemy w takich czasach, że technologia dotyka nas na każdym kroku – towarzyszy nam w zasadzie 24 godziny na dobę. Jesteśmy uchwytni zawsze i wszędzie, a dzięki mediom społecznościowym, natychmiast możemy dzielić się swoimi radościami, bolączkami, wojażami i innymi mniej lub bardziej istotnymi rzeczami. Zasadnicza różnica między nami a naszymi pociechami jest taka, że one są otoczone tym wszystkim od urodzenia, a my stopniowo wdrażaliśmy się do korzystania z tego. Pamiętamy czasy, gdy całe dnie spędzaliśmy w realnym gronie rówieśników, nie musieliśmy mieć 1000 wirtualnych znajomych z których 3/4 nie umie powiedzieć „cześć” na ulicy. Rodzice musieli poszukiwać nas osobiście na podwórku, żebyśmy obejrzeli wieczorynkę lub w ogóle wrócili do domu, bo przecież w towarzystwie zawsze było co robić i czas się nie liczył. Teraz jesteśmy pod stałym nadzorem, a nasze dzieci tym bardziej. Tylko czy z tego powodu powinniśmy się cieszyć czy martwić?
Osobiście przyznam szczerze, że wolałabym, aby moje dzieci wychowywały się w takich samych warunkach jak ja. Cała ta technologia czasami mnie przytłacza. Obecnie, wychodząc z domu bez telefonu człowiek czuje się jak bez ręki, a co gorsza – jeśli ktoś bliski dzwoni i nie odbiera się za drugim, trzecim razem, to już w głowie pojawia się milion czarnych myśli: „może się coś stało?”. I o ile jeszcze niedawno, zwykły telefon służył tylko do rozmów i sms-ów, teraz jest on urządzeniem wielozadaniowym, pozwalającym połączyć się z Internetem, zrobić zdjęcie czy nagrać film (oraz udostępnić go komu zechcemy), „zrelaksować” się przy grze, prześledzić „życie znajomych” i spełniającym milion innych funkcji.
W moje ręce trafiła ostatnio książka „Cyfrowi rodzice” (Wydawnictwa IUVI), której autorką jest Yalda T. Uhls – doktor psychologii dziecięcej, badająca wpływ mediów na rozwój dzieci. Jest to tematyka, która interesuje mnie zarówno jako rodzica jak i nauczyciela. Nie jestem zwolenniczką wręczania dzieciom tabletów i smartfonów, byle mieć chwilę spokoju, ale jest całe mnóstwo osób, które tak właśnie postępuje i widać to na każdym kroku. Sytuacja z mojej pracy, wołam dzieci: „Chodźcie, mam nową grę. Pogramy!” – logiczne, że chodzi o planszówkę, ale pierwsze pytanie jakie pada: „Na telefonie?”; w przychodni, 10-15 minut oczekiwania by wejść do gabinetu, ale żeby dziecko siedziało spokojnie rodzice włączają mu grę lub bajkę. Kiedyś tego nie było i wszyscy sobie radzili. Niemniej musimy się pogodzić z tym, że prędzej czy później nasze dzieci zetkną się z tymi urządzeniami i nauczą się serfować po sieci, w której jest mnóstwo pułapek, dlatego jestem przekonana, że większość z nas na pytanie „Czy Ty także jesteś cyfrowym rodzicem” odpowie twierdząco.
Czy Ty także jesteś cyfrowym rodzicem? |
Książka ta składa się z trzech zasadniczych części: pierwsza dotyczy podstaw, druga mediów społecznościowych, a trzecia nauki. Jest o tyle przystępnie napisana, że można przeczytać tylko o tym, co naprawdę nas interesuje, a każdy rozdział zakończony jest krótkim podsumowaniem tudzież poradami w pigułce.
Poparta jest wieloma badaniami naukowymi, których rezultaty niejednokrotnie mnie zaskoczyły. Przeznaczona jest dla każdego rodzica, bez względu na to czy mamy pod dachem niemowlaka czy nastolatka (Tak! Producenci prześcigają się w wytwarzaniu gadżetów przeznaczonych już dla kilkumiesięcznych maluchów, które u nas na szczęście nie są tak popularne, ale w Stanach Zjednoczonych – owszem). Odpowiada na najbardziej nurtujące pytania z obszaru cyfryzacji, jak np. czy oglądanie bajek i innych programów przyczynia się do rozwoju mowy i innych umiejętności, czy brutalne gry są źródłem przemocy wśród nieletnich itd.?
To, czego boją się wszyscy to wszelakie uzależnienia, przemoc, dostęp do niecenzuralnych treści etc. Jedno jest pewne, choćbyśmy stanęli na rzęsach nie odetniemy dzieci od technologii, gdyż w dzisiejszym świecie jest ona podstawą wszystkiego, a dobrzy specjaliści w dziedzinie informatyki są wręcz pożądani na rynku pracy (więc myśląc dalekosiężnie trzeba to wziąć pod uwagę), dlatego powinniśmy wdrażać nasze pociechy do posługiwania się sprzętem, jednakże z zachowaniem zdrowego rozsądku. Pamiętajmy, że to my jesteśmy wychowawcami, nie przerzucajmy tej roli na media, które niektórzy postrzegają jako nianie i nauczycieli.
To, czego boją się wszyscy to wszelakie uzależnienia, przemoc, dostęp do niecenzuralnych treści etc. Jedno jest pewne, choćbyśmy stanęli na rzęsach nie odetniemy dzieci od technologii, gdyż w dzisiejszym świecie jest ona podstawą wszystkiego, a dobrzy specjaliści w dziedzinie informatyki są wręcz pożądani na rynku pracy (więc myśląc dalekosiężnie trzeba to wziąć pod uwagę), dlatego powinniśmy wdrażać nasze pociechy do posługiwania się sprzętem, jednakże z zachowaniem zdrowego rozsądku. Pamiętajmy, że to my jesteśmy wychowawcami, nie przerzucajmy tej roli na media, które niektórzy postrzegają jako nianie i nauczycieli.
Na początku autorka odnosi się do różnorakich zagrożeń, odwołując się do tych, które występowały w drugiej połowie XX wieku i współcześnie, porównując częstotliwość ich występowania. Następnie analizuje skutki dostępu do mediów w różnych obszarach wiekowych i zwraca uwagę na bardzo istotne aspekty roli rodzica, świadomego i odpowiedzialnego, którego zadaniem jest wprowadzenie dziecka w wirtualny świat, pod odpowiednim nadzorem. Przytacza znaczenie korzystania z urządzeń multimedialnych dla rozwoju mózgu, nie tylko dzieci, ale także dorosłych.
Druga część poświęcona jest mediom społecznościowym, które w zasadzie zawładnęły światem. Jest ich bardzo wiele, ciągle pojawiają się nowe, a dorośli niestety, nie będą w stanie za tym wszystkim nadążyć. Prym wiodą: Facebook, Instagram, Twitter, ale także Snapchat i kilka innych, o których istnieniu w ogóle nie wiedziałam. Skoro o nich mowa, nie może obyć się bez tematu „selfie”, „FOMO” – termin o którym nigdy nie słyszałam i sławie, o tym jak reagują mózgi ludzkie na polubienia i komentarze…
Z tego rozdziału dowiemy się jak przekłada się aktywność w mediach społecznościowych na realne życie społeczne i w jaki sposób młodzież woli się między sobą komunikować.
W ostatniej części dotyczącej nauki dowiemy się czym jest wielozadaniowość. Czy wszechobecne ekrany wpływają na uczniów dobrze czy wręcz przeciwnie? Czy istotna jest różnica między notowaniem z wykorzystaniem narzędzi kreślarskich i klawiatury, czytaniem z papieru lub ekranu? Czy skuteczniejsze są formy nauczania typu jeden-do-jednego (jeden uczeń – jeden tablet/laptop), a także czy gry multimedialne mogą wpłynąć pozytywnie na rozwój różnych umiejętności.
Głównym przesłaniem poradnika jest wzrost świadomości rodziców, w jaki sposób czuwać nad dziećmi, nie ograniczając równocześnie zbytnio ich wolności w sieci. Powiem szczerze, że początkowo wydawało mi się, że autorka postrzega wszystko zbyt pozytywnie, a negatywne skutki zostają zaledwie „liźnięte”. Fakt jest taki, że większość z nas ma określony stosunek do korzystania z mediów przez dzieci, myślimy stereotypowo. Skrajnie: są tacy, którzy uważają, że to zło absolutne, źródło przemocy, ociekające seksualnością i wulgaryzmami, uzależniające. Drugą grupę stanowią rodzice wierzący, że dzięki dostępowi do Internetu dzieci mogą pogłębić swoje zainteresowania i wzbogacić wiedzę. Jedni i drudzy mają rację. Jednak niebezpieczeństwa czyhają wszędzie więc nie można udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Wiele zależy od nas. Na własnym przykładzie, jako dorośli ludzie możemy przyznać, że im więcej rodzice nam zabraniali, tym bardziej było to dla nas atrakcyjne i tym więcej wysiłku wkładaliśmy, żeby różnymi drogami osiągnąć swój cel. Tutaj jest podobnie. Nie ma opcji, żeby odseparować dzieci od technologii, ale wszystko musimy robić z głową. Jeśli martwimy się, że zbyt wiele czasu nasze pociechy spędzają przed ekranami podejmijmy konkretne działania. Bądźmy z nimi, a nie obok nich. Interesujmy się ich życiem wirtualnym, ale nie ograniczajmy zupełnie. Bądźmy czujni, a nie przeczuleni – to zdanie jest kwintesencją, podsumowaniem całej treści.
A zatem… Czy Ty też jesteś cyfrowym rodzicem!? Może ktoś się wyłamie?
A zatem… Czy Ty też jesteś cyfrowym rodzicem!? Może ktoś się wyłamie?
Na szczęście daleko mi do cyfrowego rodzica, choć ze starszym synem bywa różnie i tu poniosłam pewnego rodzju porażkę bo był czas że siedział po nocach jak ja już spałam. Jas nie ogląda telewizji wcale, a jeżeli się zdarzy to naprawdę sporadycznie. Wolimy pograć, poczytać i robić inne bardziej przydatne rzeczy. Kacper ma telefon, korzysta z niego staram się mieć nad tym kontrolę i nie uważam że to coś złego. Póki co maluch nie jest zainteresowany aż tak, choć lubi programy dla dzieci takie edukacyjne jak np. nauka kolorów. Sporadycznie pozwalamy mu to oglądać, bo to nic złego ale to ja dobieram dla niego odpowiednie programy, a nie on sam. Choć teraz 3 latkó którzy już mają własne laptopy, tablety nie brakuje. Wszystko musi mieć umiar.
Ja jestem cyfrowym rodzicem i się tego nie wstydzę. Kiedyś były inne czasy i żyliśmy zgodnie z nimi, teraz są inne i naturalną rzeczą jest dostosowanie się do nich. Świat się rozwija i nie uważam, żeby technologia była czymś złym. Uzależnić się można również od czytania książek i to też wcale nie jest takie wspaniałe. Są ludzie, którzy przestają żyć normalnie siedząc z nosem w książkach, dokładnie tak samo jak ci którzy wlepiają non stop oczy w ekran monitoru. Zdrowy rozsądek to podstawa, tak jak wspomniałaś. Moje dzieci korzystają z laptopów, tv i smartfonów, ale nie brakuje im świeżego powietrza i zabaw z nami.
Podzielam Twoje zdanie Eli. Umiar, rozsądek i rodzicielska kontrola, a do tego trzeba świadomości otaczającego nas świata. Dużo rozmawiam z dziećmi, wiedzą jakie zagrożenia wiążą się z korzystaniem z technologicznych dobrodziejstw, ale nie demonizuję, ponieważ dzięki nim dzieci również dobrze się rozwijają (gry edukacyjne dostosowane do wieku), potrafią znaleźć cenne informacje, których potrzebują np. do szkoły. Poza tym nie spędzają przed ekranem komputera czy komórki tyle czasu, żeby mnie to jakoś zaniepokoiło. Mają dostęp, ale go nie nadużywają. A ja to doceniam.
I dobrze dziewczyny, że jesteście świadome w temacie. Nie jestem absolutną przeciwniczką korzystania z tego typu sprzętów, tylko wszystko z głową. Bo niestety trend wśród nastolatków jest taki, że niejednokrotnie siedzą w "paczce" i każdy ma nos w swoim telefonie. Wiem, że to nie jest łatwy wiek, a o inne uzależnienia nie trudno, tym bardziej istotna jest rola rodzica
Choć mój Jaś ma teraz ponad 2 lata wszystkie te elektroniczne urządzenia przyciągają go jak magnez. Jednak staram się ograniczać mu do nich dostęp. Wiem, że nie uniknę kontaktu z nimi jednak kontrola zdecydowani musi być. Dzisiaj byłam światkiem jak dwaj bracia na placu zabaw siedziało bez rodziców jedn z tabletem a drugi z telefonem na oko 6 i 8 lat tak właśnie spędzali czas na podwórku.
No cóż – cyfrowy świat to już nieodłączna codzienność naszego życia.
Taki sensowny poradnik jak ograniczyć zagrożenia jednocześnie nie ograniczając wolności naszego dziecka jest bardzo przydatnym narzędziem