Dzieci są bystre i najszybciej chłoną to, czego nie powinny. Niestety. W tym poście chciałabym się podzielić z Wami doświadczeniem zarówno moim jak i koleżanek po fachu.
Relacja Rodzic-Nauczyciel, dla dobra dziecka powinna być bardzo pozytywna. W domu to Rodzic jest autorytetem (przynajmniej powinien) w przedszkolu Wychowawca. Dlaczego o tym wspominam? Dlatego, że gdy wyrażamy swoje negatywne poglądy o Pani przy dziecku, bardzo często dociera to do nauczyciela, właśnie za pośrednictwem malucha, często spontanicznie, gdy coś idzie nie po jego myśli.
Jeśli Mama lub Tata są niezadowoleni z pracy Nauczyciela powinni porozmawiać o swoich wątpliwościach osobiście, albo z nim, albo z dyrekcją – na spokojnie, bez nerwów. Dlaczego? Dlatego, że Nauczyciel w pracy jest chroniony przez prawo tak samo jak policjant na służbie i atak słowny czy jakikolwiek inny może być zgłoszony do prokuratury. Ale wracając do tematu, przytoczę kilka przykładów, niektórych zabawnych, innych mniej. Większość pozostawię do samodzielnej interpretacji.
(D – dziecko, N – nauczyciel)
Odnośnie samodzielności.
Nie wpajajmy dziecku: „Pani to zrobi za Ciebie, bo od tego jest”. Koleżanka miała kiedyś w grupie dziecko dyrektora (który nie był pedagogiem, placówka prywatna). Grupa wychodzi na plac. Wszyscy ubierają się gdy pada tekst:
D: Zawiąż mi buty!
N: Niech Pani mi zawiąże.
D: Zawiąż mi te buty, bo od tego jesteś.
N: Gdy skończę pomagać twojemu koledze.
D: Zawiąż mi te buty bo cię zwolnię!
I o czym to świadczy? Brak szacunku wpajany od najmłodszych lat… A reszta słucha i koduje.
„Nic nie muszę”.
W każdej placówce jest czas na zabawę indywidualną, grupową, troszkę nauki, czynności higieniczne etc. I każde dziecko powinno się temu podporządkować.
N: Dobrze, czas na zabawę się kończy. Powolutku sprzątamy.
Większość zaczyna działać zgodnie z poleceniem, ale…
D: Ja nie chcę.
N: Ale spójrz, wszyscy wiedzą, że zaraz będzie czas na śniadanie.
D: Ja nie chcę jeść.
N: Jeszcze będzie czas na zabawę. Odłóż swoje zabawki.
D: Mama powiedziała, że przedszkole jest po to, żebym mógł się bawić ile zechcę!
Słowa mamy rzecz święta, ale czy zawsze?
„A Pani jest…”
Każde dziecko się czasem zdenerwuje. Pomijam przekleństwa, które czasami też padają z ust maluchów (polski słownik wulgaryzmów jest obszerny), ale zwrócę uwagę na słowa usłyszane od rodziców, którzy podczas późniejszych rozmów przybierają kolor buraczany.
D: Pani jest głupia!
N: Dlaczego tak uważasz?
D: Bo tata tak mówił!
Na szczęście nie miałam osobiście takiej sytuacji i mam nadzieję, że mieć nie będę. Prawda jest taka, że kiedyś dzieci miały szacunek do nauczycieli. Dzisiejsze czasy świetnie obrazuje poniższa ilustracja i nie chodzi tylko o oceny a o całokształt:
Kiedyś będąc na spacerze z dziećmi (już ok. 4 miesiąca ciąży) pozwoliłam im na trochę luzu – mogły pobiegać. Była to polna droga, praktycznie nieuczęszczana przez samochody. Moi podopieczni doskonale zdawali sobie sprawę, że nie powinni się zbytnio oddalać, dlatego hasali „w tę i z powrotem”. Ale, w pewnym momencie dwóm łobuziakom zachciało się spróbować uciec. Na nic były moje nawoływania. Grupka dzieci zatrzymała się w miejscu z panią, która pełniła funkcję pomocy, a ja udałam się w pogoń. Zadyszkę miałam straszną, bo szczytem marzeń w ciąży nie było dla mnie ściganie uciekinierów, kondycja nie ta, a przy tym sporo nerwów, niewskazanych w tym stanie i świadomość ogromnej odpowiedzialności. Reakcja rodziców na tę informację bezcenna: praktycznie ZERO REAKCJI! Spojrzenie na dziecko, nieśmiały uśmieszek i krótkie: „Tak? A może się tak bawili” – ręce opadają. W tym momencie stanowczo musiałam się domagać poważnej rozmowy z chłopcami, której choć początek musiał zacząć się już przy mnie. Jeśli rodzic nie podejdzie odpowiednio do tematu, aby wskazać, że takie zachowanie jest niedopuszczalne, to dziecko sobie zakoduje, że ma przyzwolenie by powtórzyć to w przyszłości, niekoniecznie na polnej drodze…
Są też sytuacje, które zawstydzają nauczyciela, aczkolwiek niektóre mogą być odebrane jako komplementy.
Przykład 1.
D: Lubię panią. Pani jest fajna.
N: Bardzo mi miło.
D: Mój tata też mówi, że pani jest ładna (forma ugrzeczniona).
Przykład 2.
D: Moja mama mówi, że tą sukienkę to chyba pani jakiejś babci ukradła.
N: ???
Właśnie komentowanie wyglądu jest przyczyną wielu zabawnych sytuacji – dzieci najczęściej słyszą to od rodziców.
Posiłki.
Już kiedyś wspominałam o tym w poście o samodzielności dziecka:
Przykład 1. „Tata powiedział, że nie muszę tego jeść, bo jak zechcę to zjem obiad w domu” – i w tym momencie dziesięć par rąk odsuwa talarze,
Przykład 2. „Jak nie zjem to mama mi dała batonika i zjem go po obiedzie” – a reszta dzieci będzie patrzeć i za przeproszeniem, ślinić się. W posiłkach przedszkolnych dobrą stroną jest to, że każdy dostaje to samo i jedno nie zazdrości drugiemu. Gdy maluchy przynoszą coś w plecaku nierzadko wybuchają kłótnie – np. owocowe landrynki – przedszkolak albo nie podzieli się wcale, albo da cukierka wybranym dzieciom, co owocuje nierzadko płaczem. Interwencja nauczyciela niezbędna, kłopot w tym, że albo obrażą się niepoczęstowani, bo Pani kazała schować całą paczkę, albo obrazi się właściciel, bo trzeba się podzielić ze wszystkimi. Fakt, wszystkim nie można dogodzić, dlatego nasze prośby do rodziców w tym zakresie.
Przykład 3. „Te obiady są niedobre, nie będę jeść” (wszystkie?). Po krótkim czasie natomiast niejednokrotnie zdarza się, że dziecko narzeka, że jest głodne, a do przyjścia rodzica ze 3 godziny. Nauczyciel nie zmusza dzieci do jedzenia, może zachęcić i tyle.
Powiedzonka i przyśpiewki.
Zdarzają się wypowiedzi dzieci, które z punktu widzenia dorosłych są śmieszne, jednak jako nauczyciele musimy utrzymywać powagę, mimo, iż czasami jest to bardzo trudne. Do dziś pamiętam praktyki w przedszkolu w czasie studiów. Rozmowa o przysłowiach – 3-letnia dziewczynka wyrywa się i mówi:
D: Moja babcia też ma przysłowie.
N: Jakie?
D: Po co bąka trzymać w d… niech polata po chałupie.
I w tym momencie obie z nauczycielką prowadzącą walczyłyśmy, aby nie wybuchnąć śmiechem – dlaczego? Bo to byłby hit tygodnia powtarzany na okrągło przez większość dzieci. A później rodzice mogliby mieć pretensje – czego ich dzieci uczą się w przedszkolu.
Jeśli chodzi o przyśpiewki i wierszyki, często, zwłaszcza dziadkom wydaje się, że uczą czegoś zabawnego. Miałam pod opieką dziewczynkę, która śpiewała pewną pioseneczkę i dzięki Bogu, nie rozumiała o co w niej chodzi. Wybaczcie, ale nie przytoczę jej tutaj, możecie sobie tylko skojarzyć podtekst.
Jeśli ktoś z Was miał jakieś zabawne bądź nieprzyjemne sytuacje w tym temacie – podzielcie się swoim doświadczeniem w komentarzu lub na priv 🙂
Nie wszystkie teksty nadają się do publikacji 🙂 Kiedyś trzyletnia dziewczynka powiedziała koleżance co robił tata mamie maszynką do golenia – zachowała to dla siebie, rodzicom nie powtórzyła z racji, że obie strony pewnie by plonęły ze wstydu.
Teraz to już nie pamiętam, ale trochę tego było. 😉
Gorzej jak dzieci opowiadają jak to ktoś kogoś bije w domu i ktoś krzyczy i płacze. Ciężki dylemat czy zgłaszać to czy to tylko fantazja dziecka…