Opiszę Wam troszeczkę nasz wczorajszy dzień. Nie wyróżniał się on w zasadzie niczym szczególnym.
Rano Hania poszła, a właściwie pobiegła do przedszkola, gdy tylko budynek ukazał się jej oczom 🙂 Od jutra będziemy już chodzić razem :-/, a tak dobrze było mi w domu ;-).
Miała być ładna pogoda, ale nic na to nie wskazywało, bo do południa nawet padało. Na szczęście później się przejaśniło. Z racji, że absolutnie jestem zwolenniczką poznawania wszystkiego przy użyciu jak największej liczby zmysłów (dzisiaj dominowały: wzrok, węch i dotyk – w przypadku Wojtka również smak, bo musiał spróbować czy piasek można jeść :-P, a na upartego słuch – gdyż przesypujący się piasek też „wydaje dźwięki, ale o tym przeczytacie dalej), toteż spontanicznie, bez planowania próbowałam dostarczyć dzieciom kilku „atrakcji” dzięki którym zapamiętają jak najwięcej (no, może Wojtek jest jeszcze za mały, ale doświadczenie zdobywa).
Zaczęliśmy od piaskownicy – każde dziecko lubi się chyba w niej bawić i robi to automatycznie, bez zastanowienia. My zrobiłyśmy sobie proste doświadczenia, by poznać „właściwości” suchego i mokrego piasku. Na początek przygotowałyśmy sobie część piaskownicy, tak, by znajdował się w niej tylko mokry piach.
1. Babki
Zadaniem Hanuli było zrobienie babek – jednej przy użyciu suchego piasku, drugiej z mokrego.
Wnioski są oczywiste, ale dla formalności napiszę, że samo zaklęcie „babko, babko udaj się, bo jak nie, to cię zjem” nie ma tutaj większego znaczenia.
Delfinek z suchego piasku nie wyszedł.
Foczka z mokrego piasku była idealna.
Zatem: do babek suchy piach się zatem absolutnie nie nadaje ;-p
2.
Przesypywanie.
Najpierw na sitko trafił piasek suchy. Logiczne – przeleciał przez dziurki zostawiając po sobie małe kamyczki. Piasek mokry „zapchał” sitko.
Eksperyment z młynkiem. Aby wprawić wiatrak w ruch trzeba nasypać do podajnika piasek…? Suchy. Brawo, zgadliście! 😉 Mokry nie przeleci.
3.
Zauważyliście, że temat liter ostatnio pojawił się u mnie kilkukrotnie. Hania bardzo go chyba polubiła, bo zaskakuje mnie na każdym kroku. Pomijam, że wszędzie wskazuje litery H – Hania, W – Wojtek, M- Mama i T – Tata. Ostatnio przydreptała z długopisem i kartką. Byłam pochłonięta czymś innym więc rzuciłam, ot tak: napisz H jak Hania i… napisała. Zrobiła kółeczko i pytam co to jest? Myśli i mówi Ooooorzech. I tu mnie naprawdę zagięła, bo owszem, pokazywałam jej O jak Oliwier (ulubiony kuzyn), ale z orzechem wyskoczyła jak Filip z konopi :). Dalej poprosiłam ją o M. Próbowała, ale się zagalopowała. Wyszło mniej więcej tak: /////. Myślę, że to i tak duży sukces, bo nie uczę jej pisać liter:)
Wracając do piaskownicy: tam też można poćwiczyć „pisanie”. Np. z mokrego piasku można utworzyć literę – zdj 1. powyżej (to „H” akurat jest moje, dla przykładu. Obie mamy imiona na tą literę więc każda robiła swoją). Hanula „H” stworzyła z pomocą łopatki.
Z piaskownicy przenieśliśmy się na łąkę. Po co? Najpierw mamie zachciało się przesadzać kwiatki, a ziemia z kretowin świetnie się do tego nadaje.
Wojtek kocha piasek w każdej postaci, więc kretowiny też zrobiły na nim wrażenie. Musiał podotykać, posypać siebie, dosypać trochę do doniczki. Później miał frajdę, że może się poprzewracać i powąchać trawę 🙂
Następna zabawa polegała na szukaniu kolorów, które przyniosła wiosna. Z fotografią mam niewiele wspólnego (może poza tym, że codziennie pstrykam fotki, żeby dodać je do bloga z instrukcjami oraz dokumentuje ciekawe akcje moich dzieci :)) Czasem aparat sam ustawi ostrość tak, że zdjęcie wyjdzie całkiem fajnie, przynajmniej według mnie – amatora.
Zatem mamy kwitnącą brzoskwinię – biało-różowo-fioletowe kwiaty. Tuż za nią żółta forsycja.W ogródku znalazły się też niebieskie zapałki. Były również fioletowe fiołki i żółte mlecze, ale na zdjęcia się nie załapały ;-p
Po podwieczorku wróciliśmy na łąkę. Po co? Tym razem szukaliśmy pokrzyw. W jakim celu? A w takim, że jedna „miastowa” osoba nas o to poprosiła :). I tutaj Hania nie tylko przyswoiła fakt jak wygląda ta roślina i że parzy. Mogła ją powąchać i dowiedziała się czegoś o jej właściwościach zdrowotnych bo mama dała jej krótki wykład, oczywiście wyłożony w sposób zrozumiały dla niej, bez zbędnych szczegółów. Z racji, iż mam małego lenia, skorzystam ze źródła internetowego, żeby przybliżyć Wam jej dobroczynne działanie.
Pokrzywa ma właściwości lecznicze, zawiera cenne witaminy i mikroelementy oraz sole mineralne. Pomaga w leczeniu kamicy nerkowej i artretyzmu. Sok ze świeżych pokrzyw wzmacnia przy wiosennym przesileniu (z tego, co czytałam na innych blogach, niektórym z pewnością by się to przydało 🙂 Napar pomaga w walce ze stresem, a niektórzy uważają ją nawet za naturalny antybiotyk. Pokrzywa ma właściwości moczopędne, przeciwdziała zatrzymywaniu wody w organizmie. Liście dodane do sałatek poprawiają przemianę materii, ale wzmagają apetyt. Związki w niej zawarte oczyszczają układ trawienny, korzystnie wpływają na pracę trzustki, wątroby i żołądka. Roślinę tą stosuje się w chorobach wątroby i przewodu pokarmowego, nieżytach żołądka i jelit, a także przy biegunkach. Jeszcze nie potwierdzono teorii, która zakłada, że pokrzywa powstrzymuje rozrost komórek rakowych, ale może coś w tym jest?.
Tak więc: na zdrowie – trzeba zaopatrzyć się w czystek i pokrzywę. Herbatkę z pokrzywy dostaniecie w każdej aptece, ale wiadomo, że w torebkach świeże listki się nie znajdą 🙂
I tym akcentem kończę dzisiejszy post. Bawcie się z dziećmi, ucząc je bez przymusu 🙂
U nas też nauka poprzez zabawę sprawdza się najlepiej :))
pozdrawiam
My teraz jesteśmy na etapie nauki, że babki to tylko z mokrego piasku 🙂
U nas Oli upodobał sobie czarnoziem na działce babci. 🙂
Śliczne zdjęcia. 😉
My tez lubimy sie bawić w piasku 🙂
Ps. Śliczne zdjecia
Dziękuję 🙂
Uwielbiamy zabawę w piasku 🙂
Naslonecznej.blogspot.com
Nauka przez zabawę najfajniejsza jest 🙂 Pozdrawiam 🙂
Bardzo pracowity dzień 🙂
Oby pogoda dopisała i wreszcie coraz więcej czasu będziemy mogli spędzać na świeżym powietrzu.
Pozdrawiam:-)
Ten wiatr jest okropny!
Z tymi kretowinami to jak mój Kuba. Od razu próbuje rozwalić ziemię ręką albo siada na nich 😉
Powiem Ci, że człowiek się chyba uodparnia. Dwa lata wstecz zabrałabym córkę od tych kretowin, żeby się nie pobrudziła za bardzo, a teraz… Niech się bawią, brudne dziecko to szczęśliwe dziecko. Pralka po coś w końcu jest! 🙂