Ten post będzie dotyczył podobieństwa dzieci do rodziców. Nie skupię się na wyglądzie zewnętrznym, bo wiadomo, że niektóre maluchy są wręcz miniaturą swoich opiekunów. Temat będzie dotyczył sposobu bycia.
Przyglądając się zachowaniu dziecka można wiele powiedzieć o rodzicach. Nie będę uogólniać i kategoryzować, bo na sposób postępowania wpływa też wiele czynników. Oczywiste jest, że maluchy będą brać najczęściej przykład z mamy i taty, gdyż to oni powinni być wzorem do naśladowania. Czasem podobieństwo widoczne jest w ruchach, gestach, sposobie wysławiania się itd. Większość z nas chce wychować swoje pociechy na „porządnych obywateli”, ale to wcale nie jest takie łatwe. Dzieci nas obserwują, bardzo szczegółowo, dlatego warto przysiąść na spokojnie i zastanowić się czy w ich obecności nasze działania są właściwe i czy zawsze chcielibyśmy, aby brały z nas przykład?
Kiedyś już pisałam o tym, abyśmy uważali co mówimy przy dzieciach (link). Uważajmy też zatem, co robimy. W stu procentach nigdy nie można powiedzieć, że to co robi maluch wynika z zachowania rodzica. Za wychowanie odpowiedzialni są głównie mama i tata, jednak obecnie często zdarza się, że zbyt wiele czasu poświęcamy pracy. Wtedy obowiązek ten przerzucany jest na innych: przedszkole, dziadków, opiekunki etc. Bo ile czasu można poświęcić małemu człowieczkowi, jeśli przyprowadza się go do przedszkola na 10 godzin dziennie? Ba, 10 godzin. Słyszałam, że są przypadki w przedszkolach całodobowych, gdzie rodzice przyprowadzają malucha w poniedziałek, a odbierają w piątek (czasem po telefonie nauczycielki przyjeżdża babcia). Nie wiem ile w tym prawdy. Wiadomo, że informacje przekazywane ustnie stają się czasami baśniami lub legendami, dla mnie to jednak niezrozumiałe.
Każdy z nas może sobie szczerze odpowiedzieć na pytanie ile czasu ma naprawdę tylko dla dziecka, bo poza pracą są jeszcze inne obowiązki: zakupy, pranie, sprzątane, gotowanie itd. A gdy jeszcze sami chcemy odpocząć, zrelaksować się? Dla świętego spokoju sadzamy dzieci przed telewizorami czy komputerami lub innymi urządzeniami i obowiązek wychowania przejmują programy telewizyjne i gry.
Kiedyś usłyszałam propozycję zorganizowania „nocy w przedszkolu dla maluchów” i jakkolwiek na spokojnie próbowałam zrozumieć sens takiego przedsięwzięcia, nie mogłam pojąć czemu to ma służyć. Jak to ugryźć. Noc poza domem – dobre doświadczenie, ale w przedszkolu? Hm. Może rodzice chcą mieć wolne, wyspać się, wyjść gdzieś, a nie mają gdzie zostawić maluchów. 20 dzieci w wieku 2,5-6 lat (taką mieliśmy wtedy grupę. Niektóre jeszcze pewnie nosiły pieluchy w nocy, ale dorośli się nie przyznawali). Dwie nauczycielki, które notabene, mają swoje potomstwo w domu. Po pierwsze. Kiedy? W tygodniu – gdzie następnego dnia miałybyśmy funkcjonować normalnie na zajęciach? W weekend – gdy mamy zasłużony odpoczynek od pracy? Po drugie. Co miałybyśmy w tym czasie zrobić z własnymi dziećmi , które nie miały jeszcze dwóch lat? Po trzecie? Spanie – może niektóre dzieci by zasnęły, w końcu za dnia leżakują, ale w nocy? Niektóre się boją ciemności, niektórym przeszkadza światło. Kłótnie, płacz, telefony do rodziców, wędrówki, pogawędki, budzenie się co chwilę. My, nauczycielki na pewno nie zmrużyłybyśmy oka. Moim zdaniem to za wcześnie na takie eksperymenty, ale poprawcie mnie jeśli się mylę. Odbiegłam na chwilę od tematu…
Na czym polegają więc te podobieństwa? Bywają dzieci nieśmiałe, którym ciężko przychodzi wyrażanie swojego zdania. Widując się codziennie z mamą lub tatą, rozmawiając z nimi można orzec, czy powodem jest to, że sami tacy są czy fakt, że dziecko jest np. często przez nich negowane. Są maluchy będące duszą towarzystwa, zawsze w centrum, których wszędzie pełno i „zagadałyby wszystkich na śmierć” – najczęściej rodzice są również bardzo kontaktowi i z łatwością wyrażają swoje zdanie. Można zaobserwować dzieci bardziej troskliwe wobec innych, czułe; stawiające zawsze na swoim; nieustępliwe; szybko irytujące się i nerwowe; wykłócające się o swoje; bezpośrednie; tajemnicze, dbające o swoją „prywatność/przestrzeń”; mające „poczucie wyższości” nad innymi, bardziej pewne swojego; wycofane, a nawet plotkujące. Tak, to są ciekawe przypadki, które troszeczkę śmieszą, bo przedszkolak przyjmuje pozycję jak sąsiadka, która po cichu zdaje relację przez płot drugiej o „najciekawszych wydarzeniach” z życia znajomych. Do tego przyciszony ton głosu, oczy „dookoła głowy” upewniające się czy aby na pewno nikt tego nie widzi i nie słyszy i potok słów jak z karabinu maszynowego.
Poza tym kultura dziecka świadczy o rodzicu. Wiecie o tym? Nie chcę Wam nakazywać jak macie zajmować się swoimi pociechami, ale możecie uwzględnić moje słowa i zapewne przyznacie mi rację. Niektóre przedszkolaki zachowują się jakby wszystko im się należało, bo „mama w końcu płaci za to przedszkole i mogę robić tutaj co zechcę”. Uczmy od samego początku zwrotów grzecznościowych: proszę, przepraszam, dziękuję. Używajmy ich sami wobec innych.
Proste przykłady:
Proste przykłady:
– „proszę daj mi to” zamiast „daj mi to”, „proszę” zamiast zwykłego „masz”,
– „przepraszam” zamiast „sorry”, „ups”, „posuń się”; w sytuacjach, gdy: chcemy przecisnąć się przez tłum, nie możemy przejechać wózkiem w sklepie, popchniemy kogoś niechcący, podniesiemy niepotrzebnie głos, posądzimy kogoś niesłusznie lub popełnimy inny błąd (umiejmy się do niego przyznać), gdy komuś się głośno odbije etc.
– „dziękuję”, gdy dostaniemy np. prezent lub coś o co poprosiliśmy, usłyszymy komplement, otrzymamy towar w sklepie itd.
Przykłady można mnożyć,a nie wymaga to wielkiego wysiłku.
Do tego dochodzą powitania i pożegnania. Często przy wejściu lub wyjściu z przedszkola, dorosły wita się i żegna, a dziecko milczy (czasem zdarza się, że i rodzic nie powie…). Zwracajmy uwagę jako rodzice zanim zrobi to nauczyciel. To samo, kiedy mijamy się w sklepie czy na ulicy. Oczywiście są przypadki, gdy rodzic udaje, że nie widzi znajomej osoby – jaki przykład daje wtedy dziecku swoją postawą?
Jeszcze kilka słów o sytuacjach, gdy rozmawiamy z rodzicami o zachowaniu dziecka w jego obecności (chodzi głównie o relację rodzic-nauczyciel). Jako opiekunowie prawni podtrzymujmy swoje zdanie także po wyjściu z przedszkola. Bądźmy konsekwentni i szczerzy wobec samych siebie. Co z tego, że przytakniemy nauczycielowi, iż ma rację, bo dziecko zachowywało się niewłaściwie, skoro za drzwiami stwierdzimy „niepotrzebnie się czepia”, „jednym uchem wpuszczę, drugim wypuszczę”. Tym samym uczymy malucha braku szacunku wobec wychowawcy w przedszkolu czy szkole.
Zgadzacie się ze mną w tym temacie czy macie odmienne zdanie? Czy zauważacie w zachowaniu dzieci elementy swojego sposobu postępowania?
***
Wszystkie postawy dziecka i rodzica weryfikuję na podstawie codziennego kontaktu z nimi.
Nie sugeruje się powierzchownością. Nauczona doświadczeniem, nigdy nie oceniam ludzi na podstawie wyglądu, aczkolwiek kiedyś tak robiłam – dopóki nie poznałam mojego męża. Odbierałam go jako zwykłego gbura z manią wyższości, chociaż nigdy z nim nie rozmawiałam. Później dowiedziałam się czegoś na swój temat: podobno sprawiałam wrażenie wrednej i wiecznie niezadowolonej 🙂 Pozory mylą.
I jeszcze na chwilę chciałabym zejść na bardzo poboczny temat uwzględniający wygląd. Na rozmowie kwalifikacyjnej usłyszałam pytanie: „Dlaczego CV jest bez zdjęcia? Fotografia dużo mówi o człowieku.” Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że po każdym kliknięciu „zapisz”, zdjęcie samo uciekało mi na sam dół w środek tekstu, więc je usunęłam. Ale w domu przemyślałam to i żałowałam swojej odpowiedzi. Po pierwsze: w ogłoszeniu można dodać, że ma być dokument z fotografią. Po drugie: czy pracodawca chce mnie zatrudnić bo jestem ładna czy kompetentna? Jeżeli ktoś ma świetne kwalifikacje, a ma na przykład tatuaż, kolczyk w nosie, czy jest „brzydki” (co jest bardzo subiektywne) to są to elementy zdecydowanie dyskwalifikujące? Lepsza ładna, zgrabna, ale leniwa i niesympatyczna czy brzydsza, grubsza, lecz miła z głową pełną pomysłów i ogromnym zapałem do pracy?
Spotkaliście się z niesprawiedliwą oceną osób sugerujących się tylko „pierwszym wrażeniem”?
My już możemy zaobserwować, że Pola jest temperamentna, ma to trochę po mnie i widzę, że po prostu musimy być bardziej cierpliwi, bo nie wyobrażam sobie reagować na jej wybryki krzykami, nie chcę jej uczyć takiego załatwiania spraw. Nie wiem skąd załapała rzucanie się w nerwach lub rzucanie zabawkami, nikt z nas jej tego nie pokazał, sądzę, że to taki etap, ale w takich ciężkich chwilach nie ulegamy jej emocjom, tylko spokojnie z nią obcujemy. Mimo, że jest mała, spokojnym tonem tłumaczymy, przytulamy i to zawsze działa, szybko się uspokaja 🙂 Mimo, że pokazuje różki, to jest też zdolna do dzielenia się z innymi i uwielbia towarzystwo innych osób (zupełnie jak jej mamusia :p) A co będzie dalej, zobaczymy, bo czasem nasze założenia co do wychowywania, weryfikuje brutalnie rodzicielska codzienność :p
O! Rzucanie zabawkami i krzyk buntownika też u nas występują chociaż my (rodzice) też tak nie robimy. Mnie zdarzy się głośniej mówić w nerwach, ale najczęściej do męża (przy dzieciach staramy się nie kłócić). Myślę, że tutaj przyczyną są dziadkowie. Nerwusy do kwadratu, którym nie można przetłumaczyć, że powinni nad sobą panować przy dzieciach. Co prawda nie rzucają przedmiotami, ale krzyk to podstawowa forma komunikacji między nimi.
Kuba jest wizualnie podobny do taty. Gesty, zachowania, miny, układ twarzy to kopia męża. Charakterny chłopak w mamusię. Faktem jest, że dzieci naśladują rodziców. Sprzątanie, wbijanie gwoździa czy inne czynności są pokazywane przez dziecko w taki sam sposób. 😃
My z mężem się przekomarzamy po kim dzieci są "grzeczne", a po kim "rozrabiają". Niestety z tych negatywnych rzeczy, ja muszę się przyznać, że Córcia to nerwusek po mamie, a po tacie ma "zaraz" – gdy ją wołam lub o coś proszę 🙁
Zgadzam się z Tobą w całości.
:-*
Ja widzę w Julce moją kopie. Jest delikatna, ostrożna i nie lubi się brudzic – czyli cała ja. Dodatkowo naśladuje nasze zachowania na codzień. Naslonecznej.blogspot.com
Zgadzam się z 100%. Wiadomo, że zmiennych jest wiele, ale nie ukrywajmy jeśli chodzi o zachowanie kilkulatka to jest to odzworowanie wartości, które wynosi z domu. Rówieśnicy mają wpływ na dzieci znacznie później.
Tak, tylko żeby każdy miał tego świadomość.
Ja kiedyś jak byłam na spacerze z Erykiem, było bardzo gorąco mialam niecałe 28 lat, bez makijażu, szorty i jakiś t-shirt sportowy, wygladalam dużo młodziej, przechodziłam obok osiedlowych pań plotkujacych i usłyszałam: Dziecko ile ty miałaś lat jak żeś urodziła to dziecko! Ha a ja na to że 27 🙂 Pani : A to dużo 🙂 Zgadzam się że dużo osób ocenia po wyglądzie, mi koleżanka ktora pracuje w dużej korporacji mówiła ze nie daje sie cv ze zdjęciem bo to jest przejaw sexizmu. Pozdrawiam fajny post 🙂
A wiek swoją drogą… Ostatnio byłam w Lidlu z moją dwójką i kasjerka mnie o dowód poprosiła. A pierwszy raz mamą zostałam w wieku 25 lat 🙂 Zdjęcia w Cv niech dodają modelki, ja chcę być oceniana na podstawie kwalifikacji a nie wyglądu.
Dokładnie 🙂 A tak o dowód jak pytają to tylko się cieszyć że młodość się nas trzyma 🙂