Dzisiejszy post będzie miał charakter nieco inny niż pozostałe. Będzie troszeczkę bardziej refkeksyjny i osobisty.
1 kwietnia – Prima Aprilis, a ja jakoś absolutnie nie mam ochoty się śmiać, mimo, iż jestem osobą obdarzoną ogromnym poczuciem humoru i dystansem do siebie. Powiedziałabym, że to mój piątek trzynastego. Po pierwsze, umówiłam się na szczepienie przeciwko odrze, śwince i różyczce z Synkiem. Wręcz cieszyłam się po ostatnich wiadomościach, że wreszcie mogę to zrobić. I co? Przez noc niewiadomo skąd dostał zapalenia tchawicy, aż żal serce ściska. Kaszel ma taki, że wszystko dudni, jest marudny, nie może spać – uniemożliwia mu to katar: wierci się, kręci, sto razy zmienia pozycje, zaczyna gorączkować 🙁 Absolutnie to nie jest śmieszne.
Druga sprawa. Zaczął mi się aktualizować Windows. Zaktualizował się tak rewelacyjnie, że poza kursorem i czarnym ekranem nie ma nic. Nie mogę uruchomić komputera nawet w trybie awaryjnym. Czytałam na niejednym forum, że ostatnio często się to ludziom przytrafia – świetnie. Nie zdążyłam zgrać wszystkich zdjęć, wczoraj spędziłam pół dnia na wyborze fotek do wywołania, prawie skończyłam fotoksiążkę z pierwszego roku życia Maluszka a tu taki psikus od Windowsa… Żart na 102…
Poza tym moja Córka od dzisiaj jest przedszkolakiem. Mimo, że to pierwszy kwiecień, mówię poważnie. W tym miesiącu wracam do pracy po dłuższej przerwie. Najpierw poszła Hania, żeby nauczyła się funkcjonować beze mnie. Od dłuższego czasu starałam się ją jak najlepiej do tego przygotować. Jako nauczyciel wielokrotnie widziałam jak bardzo stresują się rodzice przeprowadzający swoje pociechy po raz pierwszy – czasami denerwowali się bardziej niż dzieci, a nawet pojawiały się łzy. Uspokajałam, mówiłam, że to niepotrzebne, bo maluch to czuje i dobrze to na niego nie wpływa; im krótsze pożegnanie tym lepiej, że będzie bezpieczny, ale… Sama, jako rodzic, jeszcze nie byłam w takiej sytuacji i powiem szczerze też miałam obawy, choć starałam się tego nie okazywać. To dziwne, zwłaszcza, że znam kadrę bardzo dobrze, w końcu to „moje” przedszkole. Bałam się, że będzie płakała, pojawi się jakiś inny problem, będzie zagubiona (obserwuję to gdy wychodzi z grupą na przerwę na zajęciach Zumby. Jest najmłodsza i wydaje się taka nieśmiała, choć to pewnie tylko moje wrażenie bo jest taka malutka – a instruktorka mówi, że zawsze wychodzi na przód, chcąc być w centrum zainteresowania).
Teraz już wiem, że obawy rodzica są chyba naturalne, a na pewno wynikają z troski.
Jak było? Weszłyśmy do przedszkola, zaczęłam jej jeszcze raz tłumaczyć podstawowe zasady. Spojrzała na mnie i zapytała czy może już iść. Tak po prostu. Na zasadzie „Mamo daj spokój, poradzę sobie”. Szok. Nauczycielki widziała może ze trzy razy podczas moich wizyt służbowych, ale ruszyła pewnym krokiem, bez problemu, bez łez i półgodzinnego pożegnania. Z jednej strony byłam dumna, a z drugiej czułam jakiś niepokój w sercu.
Chyba było to po mnie widać, bo po powrocie do domu dostałam smsa, że wszystko ok, chociaż nie prosiłam o to :).
Pojechałam ją odebrać i słyszę:
-Rewelacja.
– Tak?
– Tak. Nie wiem czego ty od niej chcesz. Jest taka grzeczna i zdyscyplinowana.
– Tak?
– I taka zorganizowana. Pilnowała swoich rzeczy, wszystko odkladała jak trzeba. Na komendę „sprzątamy” biegła pierwsza.
– Tak?
– Obiad zjadła cały.
– Tak?
– Tak! I zupę i kluski z kapustą.
– Kluski z kapustą? Poważnie?
Nie wierzyłam. Problemu z jedzeniem nie mamy, ale ani klusek, ani kapusty zbyt szczególnie w domu jeść nie chciała. Pierwsza do sprzątania? To na pewno moje dziecko? W domu przeważnie mamy z tym problem. I wiem, jak potrafi się buntować i stawiać na swoim. Mam świadomość, że to jej pierwszy dzień, była „nowa”, a inne dzieci doskonale się już znają i to też ma duże znaczenie. Zobaczymy jak pójdzie dalej. 🙂
Po powrocie zrelacjonowała mi cały dzień, dosyć szczegółowo i zaczęła śpiewać piosenkę, której uczyli się z okazji nadchodzącej Wielkanocy. Zdziwiłam się, że zapamiętała tyle tekstu, melodia była jej autorstwa, ale to nic ;). Oczywiście nie będę jej wychwala pod niebiosa, aczkolwiek nie ukrywam, że jestem zadowolona. Żeby nie było: nie jestem tyranką wobec niej, niewiadomo jak bardzo wymagającą – staram się być obiektywna i znam jej możliwości i tendencje do foszków 🙂
Poniżej przedstawiam kartkę świąteczną, która jest jej pierwszą „przedszkolną” pracą.
Koszyczek wykonany jest z tektury falistej.
Jajka wycięte z papieru kolorowego, ozdobione cekinami.
Zapewne domyślacie się, że formuła bloga może się teraz nieco zmienić. Nie będę miała już tyle czasu na pracę indywidualną z Hanią w domu i pewnie będę zamieszczać nieco więcej teorii popartej osobistym doświadczeniem. Gdy wrócę do pracy na pewno będę wrzucać propozycje prac i zabaw przeprowadzanych podczas zajęć, więc z pewnością będziecie mogli to wszystko wykorzystać jak do tej pory 🙂
A jakie emocje Wam towarzyszyły, gdy pierwszy raz odprowadzaliście dzieci do przedszkoli/żłobków i jak minął Wam 1 kwiecień?
Dzielna dziewczynka 🙂 piękna praca 🙂
Naslonecznej.blogspot.com
Życzę duuuużo zdrówka, my dziś byliśmy na szczepieniu (płacz był straszny). Ja pierwszy dzień w przedszkolu mam przed sobą ale mam nadzieję że w odległej przyszłości. Oj pewnie będzie się działo bo teraz to taki maminsynek się zrobił:)
U nas to trochę skomplikowane, ale we wrześniu będę się denerwować jeszcze bardziej 🙂
Cieszę się, że pojawił się taki post u Ciebie bo moja Ninka jeszcze malutka i nie możemy wykorzystać Twoich pomysłów na zabawę z dzieckiem.
Twoja córeczka mnie wzruszyła! I to bardzo! ja już przeżywam powrót do pracy a to przecież niedługo…
Pewnie gdyby nie założenia dotyczące tematyki tego bloga pewnie byłoby więcej osobistych refleksji, aczkolwiek nie chcę mieszać zbyt wielu kategorii, żeby nie zniechęcić czytelników, którzy regularnie odwiedzają mój blog 🙂
Ja w pierwszy dzień byłam przerażona, a synek zachwycony! Chyba często tak jest, że mamy bardziej się stresują niż dzieciaczki, ale może to i lepiej 🙂 Dużo zdrówka!!!
Dzielna dziewczynka. Bardzo ładną pracę wykonała.pozdrawiam i zapraszam na mojego bloga z bajkami.
Zajrzę na pewno 🙂
Zdrowia dla synka. Gratulacje dla córeczki swietnie sobie dała radę a pierwsza praca cudną. My mamy tak mamy ze musimy sie martwić na zapas 🙂
Dziękujemy. 🙂
U nas 1 kwiecień minął dobrze. Szkoda, że Twój Synek się rozchorował. Szkoda Maluszka. Pewnie jesteś dumna z córy, że tak świetnie dała sobie pierwszego dnia radę. Ja na pewno byłabym. My jeszcze przez to nie przechodziliśmy, bo Kuba ma dopiero 17 miesięcy, ale podejrzewam, że w przyszłości będę również się stresować
Jestem 🙂 A stres pewnie nieunikniony, jak u każdej kochającej mamy.
Życzę zdrowia Twojemu Synkowi, oby wydobrzał jak najszybciej. Dużo trudnych sytuacji skumulowało się u Ciebie w jednym momencie, stąd na pewno nie jest Ci łatwo, ale widzisz, Hania dała radę, czyli na pewno będzie dobrze, po kolei z wszystkim się uporasz. Ja prawdopodobnie we wrześniu wracam do pracy i też paraliżuje mnie myśl o zostawieniu Helenki… To takie trudne momenty.
Dziękuję, oby mu szybko przeszło, bo w nocy spać może tylko Hania w sąsiednim pokoju. On krzyczy jakby brał udział w zawodach na najgłośniejszy krzyk (jeszcze czegoś takiego nie widziałam), jak zaśnie to cały czas recytuje przez sen "tata ta-ta, tatatata-tata). Na oczy ledwie widzi 🙁