Czy Polacy to tradycjonaliści? Uważam, że tak! Nie zaprzeczam jednak, że tendencja do wprowadzania różnorakich zmian jest coraz bardziej zauważalna. Niemniej, jeśli chodzi o mnie, chciałabym przekazać swoim dzieciom to, czego mnie nauczyli rodzice lub to, co podoba mi się w zwyczajach związanych z obchodami Bożego Narodzenia. Co prawda nie odczuwam już tego klimatu tak jak wtedy, kiedy byłam beztroskim dzieckiem… gdy cieszyły ozdoby w witrynach sklepów, czekoladowe gwiazdorki (które obecnie pojawiają się już we wrześniu), pierwszy śnieg (którego teraz jest jak na lekarstwo przez całą zimę), poszukiwania paczek w szafie (gdy już wiadomo było, że Gwiazdor wyręcza się rodzicami)… Ale skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie lubię tego okresu.
Przygotowania do świąt
Co roku, odkąd mam dzieci, wypiekamy pierniczki. Uwielbiam ten zapach w całym domu, a Maluchy mają frajdę i ćwiczą przy tym małą motorykę 🙂 Tegoroczne wypieki świąt nie doczekały, niestety, ale wszystko przed nami, jest jeszcze czas! 🙂
Kartki z życzeniami ślemy pocztą tradycyjną (tak, jesteśmy w tych kilku procentach praktykujących ten zwyczaj), a na dodatek wykonujemy je same z Hanią. Gotowe sms-y, rymowanki, te same co roku jakoś mnie nie przekonują. Nie ma to jak kartka, chociażby kupna, czy zwykła pocztówka ze standardowym tekstem „Zdrowych, wesołych Świąt!”. Aczkolwiek nie zaprzeczam, że wiadomość tekstową zdarza mi się wysłać…
Choinka
Odkąd pamiętam w domu rodzinnym miałam sztuczną choinkę. Wszystko się zmieniło, gdy wyszłam za mąż! Od tamtego czasu zawsze gości w naszym domu żywe drzewko, które wypełnia pomieszczenie charakterystycznym zapachem i… toną spadających igieł, chyba, że uda się kupić drzewko z korzeniami. Ubieramy je w Wigilię od rana, ewentualnie dzień przed. Kilka ozdób zawsze przygotowujemy sami – zresztą, kto nas czyta ten wie 🙂 Ale przyznam szczerze, że w tym roku się obawiam: o drzewko, o bombki i o jednego małego kaskadera, który robi niesamowite rzeczy i ma nietuzinkowe pomysły…
Święta w rodzinnej atmosferze
Koniecznie! Nie wyobrażam sobie świąt bez rodziny. Fakt, teraz mam swoją własną, czteroosobową familię, ale tak naprawdę nigdy nie spędzaliśmy świąt w tak wąskim gronie, zawsze jest z nami jeszcze jedno pokolenie 🙂
Jestem zwolenniczką spędzania tego okresu w domu, chociaż… raz w życiu spędziłam święta poza nim. Mój mąż zawsze marzył o Bożym Narodzeniu w góralskiej, drewnianej chatce… i jakoś udało mu się to zrealizować. Nawet sypnęło śniegiem. Niby fajnie, ale uwierzcie, przed świętami wylałam morze łez jak nastolatka, że jak to tak z dala od „wszystkich” przez całe święta? A gdzie ten gwar, hałas, dom wypełniony dziećmi z całej rodziny… Było spokojnie, skromnie i w podsumowaniu w porządku, ale on był chyba bardziej zachwycony niż ja.
Ten zwyczaj u nas zanika. Prawie, co roku jesteśmy na dwóch wigiliach i po prostu umawiamy się na konkretną godzinę. Za „moich czasów” siedziałyśmy niecierpliwie w oknie razem z siostrami wypatrując tej pierwszej gwiazdki, dającej znak, że można już zacząć wieczerzę i bardzo mi tego brakuje.
Potrawy na stole wigilijnym
Zawsze mamy 12 potraw. Nie 10, nie 15, a 12. Symbolicznie, tradycyjnie, bezdyskusyjnie. I kropka. Poza tym NIE JEMY MIĘSA w tym dniu. Są tacy, którzy wprowadzają sobie do wigilijnego menu kurczaka, indyka czy czego tam dusza zapragnie, ale mnie to nie przekonuje. Jest ryba na kilka sposobów i to mi wystarczy, a czy stanie się wielka tragedia, że tego dnia nie zjem mięsiwa? Myślę, że żadna! Co jeszcze się u nas znajdzie? Oczywiście zupa, o którą póki co się nie sprzeczamy, ale jeśli zostaniemy „sami” będzie jatka. Dlaczego? Otóż, ja nie wyobrażam sobie, aby nie było barszczu czerwonego z uszkami (koniecznie pikantnego, ale doprawiam sobie w ten sposób swoją porcję, bo nie każdy tak lubi). Mój M. przywykł do żuru na grzybach, za którym ja absolutnie nie przepadam i już. Zapowiedziałam mu, że ma się uczyć go gotować póki ma szansę, bo jeśli ja czegoś nie lubię, to najzwyczajniej nie będę tego gotować… Ale co roku słyszę i tak: „Musisz się tego koniecznie nauczyć”… I gadaj z facetem…
Poza tym muszą być makiełki, które weszły do mojego domu razem z mężem (ponoć im więcej ich się zje, tym pełniejszy portfel – co roku wciskamy na siłę i nie zauważyłam, aby miało to taki wpływ, już lepsze działanie miała chyba łuska karpia wigilijnego noszona w portfelu); czy krokiety z kapustą i grzybami. I ZAWSZE próbujemy wszystkiego po trochu. A po kolacji nie może zabraknąć makowca, który nierozerwalnie kojarzy mi się z okresem bożonarodzeniowym.
Opłatek
źródło: Internet |
Dzielenie się opłatkiem zaczyna głowa rodziny tudzież najstarsza osoba w gronie. Kolacja wigilijna powinna być radosna, więc nie wiem dlaczego przy łamaniu się opłatkiem pojawiają się łzy… U Was też tak jest? Ja się trzymam dopóki nie widzę mokrych oczu i innego uczestnika wieczerzy (przy czym płaczkiem numer 1 była zawsze moja siostra), a później to bywa różnie…
Puste miejsce przy stole…
…zawsze u nas było – moja mama pielęgnowała tę tradycję. Ale przyznam szczerze, gdy rozmawiamy na ten temat w kręgu rodzinnym czy wśród znajomych, zastanawiamy się czy gdyby zaszła taka okoliczność to wpuścilibyśmy obcą osobę do domu? Nigdy nie wiadomo na kogo trafimy, takie mamy czasy… Jaki jest Wasz punkt widzenia w tej kwestii?
Kolędy
Jakoś nie przypominam sobie, abyśmy w domu śpiewali kolędy. Czasami mój tata oglądając koncerty „Kolęd i pastorałek” włączał się do śpiewu. Z kolei ja lubię sobie ponucić, a nawet pograć na rewelacyjnym zabawkowym sprzęcie z klawiszami jaki posiadam w domu – lepsze to niż nic, ważne że melodia płynie 🙂
Prezenty i Gwiazdor
Kiedy ja byłam mała prezenty znajdowało się pod choinką następnego dnia, a obecnie wszyscy jacyś tacy niecierpliwi są, że paczki pojawiają się nawet przed kolacją, ale oczywiście leżą i czekają aż ktoś je wręczy. Oczywiste jest jednak, że prezenty muszą być (uważam, że z upominkami dla dzieci to przesada, bo za dużo wszystkiego, ale…)! Im bardziej niespodziewane tym lepsze. Chociaż w przypadku dorosłych niestety coraz częściej pada pytanie: „Co chcesz?”… i tym sposobem po niespodziance. Póki są dzieci musi być i Gwiazdor, tylko szkoda, że dziecko me (to starsze) zbytnio spostrzegawcze bywa… Do dziś wspomina o ubiegłorocznym Czerwonym…
Hania od zawsze wiedziała: „Ile można czekać, aby w końcu to wszystko móc rozpakować?” |
Muszę powiedzieć, że lubię wcielać się w rolę elfa, który pomaga pakować prezenty… papier, wstążki i kokardki i wygrywają z gotowymi torebkami… Wkładam w to całe serce. Mój mąż zawsze się ze mnie śmieje, że rozpakowuję prezent jakbym chciała zachować papier na przyszły rok, a ja po prostu szanuję wysiłek innych. Jego metoda to rozszarpywanie – robi to niczym lew, który dopadł antylopę 😛
Pasterka
Od dziecka obowiązkowy element świąt. Chodziłyśmy głównie z mamą na mszę o północy – pieszo, dobre trzy kilometry… Póki dzieci są małe odpuszczam jednak ten zwyczaj, dla nich to za późna pora.
A u Was jakie są zwyczaje?
Wpis powstał w ramach akcji Oli-Loli „Wspólne blogowanie przy choince”
(część zdjęć pochodzi z archiwum bloga, stąd ten nadmiar znaków wodnych – wybaczcie :-))
Mięso absolutnie… Myślę, że tego kurczaka można zjeść spokojnie następnego dnia… Na takie tradycyjne potrawy czekamy cały rok, po co wciskać tam kurczaka i inne zwierzę.
Taka historia mi się z opłatkiem przypomina. Raz nie kupiliśmy. Panika była chwilowa. Tu zachęcam do wysyłania kartek z opłatkiem – może uratować u kogoś tradycję 🙂 Opłatek wzięliśmy właśnie z takiej kartki świątecznej, od Babci 🙂
Mięsa w Wigilię też nie jemy, uwielbiam, tak jak Ty, pikantny barszcz z uszkami! Prezenty pod choinką są od Dzieciątka Jezus. Nie mamy w zwyczaju chodzić na Pasterkę, ponieważ po Wigilii u moich rodziców zawsze jedziemy jeszcze na chwilę do babci. A pierwsza gwiazdka już dawno świeci, kiedy siadamy do stołu- niestety, w Wigilię też się pracuje i ciężko się wyrobić z kolacją… To cudowny czas, nie mogę się go już doczekać! 🙂
u mnie podobnie, trzymamy się tradycji! Wtedy są prawdziwe święta!
a makiełki chyba kiedyś jadłam u cioci? :/ ale nie pamiętam dokładnie co to jest 😉
U mnie w domu króluje grzybowa <3 uwielbiam ją! I tak jak u Ciebie też będzie stało u nas żywe drzewko. Jednak nie ma u nas aż 12 potraw chyba nigdy, zawsze jest ciut mniej :). A kartki robicie cudne, u mnie niestety kończy się tylko na chęciach wykonania własnoręcznie a potem zawsze kupuję gotowe.
U mnie też wigilijna kolacja bez mięsa 🙂 w rodzinnym gronie. Łamanie się opłatkiem wzrusza mnie (od razu przychodzi myśl, że kogoś może zabraknąć). A prezenty zawsze się pojawiały po kolacji i przynosiła je gwiazdka. No i kartki wysyłam..lubię wysyłać i dostawać też lubię 🙂
ja tez do tradycjonalistow naleze, i zaszczepiam w dzieciach te swiateczne zwyczaje. ale na pasterce jeszce nigdy z nimi nie byłam, nigdy nie dotrwali ale teraz o 22 będzie więc na pewno skorzystamy, rodzinnie 🙂
Również nie wyobrażam sobie Wigilii z mięsem na stole – nie, i koniec. Czy można czy nie można – to nie ważne – tradycyjnie go po prostu nie ma choć część moich znajomych się w tej tradycji wyłamuje.