Mój blog z założenia dotyczy rozwoju. Tym razem trochę o rozwoju ruchowym, ale dla odmiany nie dziecka, a… rodziców. Fanką regularnego uprawiania sportu od zakończenia liceum, gdy zrobiłam prawo jazdy i obowiązków nieco przybyło – nie byłam. Nie zaprzeczam, że uwielbiam pojeździć na rowerze, pograć w siatkówkę czy badmintona, a zimą wybrać się na narty, ale to wszystko uzależnione jest od warunków atmosferycznych.
Za bieganiem nigdy nie przepadałam…
Urodziłam dwójkę dzieci, nadal byłam szczupła, ale mimo to kondycja gdzieś się ulotniła. W ubiegłym roku jesienią mój mąż wpadł na genialny pomysł, żebyśmy zaczęli biegać – możecie się spodziewać mojego entuzjastycznego nastawienia (zadyszkę miałam po wejściu na pierwsze piętro), liczyłam na to, że przejdzie mu po tygodniu. Ale czego się nie robi dla drugiej połowy. Zaczęliśmy od 15 minut dziennie, sukcesywnie wydłużając czas. Biegaliśmy 3-4x w tygodniu. Wreszcie dotarliśmy do etapu bezproblemowego pokonywania 10 km – dla niektórych to mało, dla mnie mega wyczyn i czułam się świetnie. Ba, nawet zaopatrzyliśmy się w odpowiednią odzież i akcesoria (najważniejsze są buty, ale ja Wam zbyt dobrze nie doradzę bo specjalistą nie jestem. W każdym razie widzę różnicę między bieganiem w zwykłych adidasach a w przeznaczonych do tego celu. Moje nie są super profesjonalne, ale są i stacjonarne i internetowe sklepy, które oferują buty dostosowane nawet do rodzaju stopy np. http://www.butydobiegania.pl/).
Minęła jesień, zima, zaczęła się wiosna i… wróciłam do pracy. Nie było już na to czasu – dobra wymówka? Niezbyt. Owszem spędzaliśmy rodzinnie i aktywnie czas na świeżym powietrzu: spacerowaliśmy, przesiedliśmy się na rowery, gdzie dystanse były znacznie większe, ale to już nie to samo…
Znowu mamy jesień… Dzieciaki namiętnie chorują więc już tak często nie wychodzimy. A ja doszłam do tego, że moje samopoczucie też nie jest najlepsze. Poza tym, gdyby przemyśleć wszystko, żal mi też trochę pieniędzy „wyrzuconych” na ciuchy do biegania. Klamka więc zapadła – zadbam o formę nie przed latem lecz na zimę. Ile można siedzieć w domu i narzekać, trzeba zrobić coś dla siebie.
Mam postanowienie, które zamierzam od nowa realizować. Zaczęłam znowu biegać. Tym razem póki co sama, ale myślę, że pan mąż po powrocie do zdrowia do mnie dołączy. Więc kto ma słabą kondycję lub marudzi nieustannie, że waga nie taka, że boczki przeszkadzają, a tu i ówdzie pojawia się tłuszczyk, jeśli czujecie, że przytłacza Was jesienne przesilenie – zamiast gadać weźmie się trochę za siebie! Doskonale wiecie, że przy dzieciach dobra kondycja wskazana. I potwierdzam, pomimo wysiłku ma się i tak więcej energii! A więc kto się mobilizuje razem ze mną?
#RuszSięJesienią
Też muszę zacząć się ruszać. Fajnie,że spędzaliście razem z mężem aktywnie czas.Myślę, że to jest nie tylko dobre dla zdrowia i samopoczucia, ale i dla związku. pozdrawiam serdecznie
Nie ma na co czekać. Możemy się motywować wzajemnie. Mam opcję, aby co tydzień wypisać swoje aktywności z #RuszSięJesienią