Kolejną osobą, która zechciała wziąć udział w moim cyklu jest Iza z bloga Po drugiej stronie brzucha. Opisała ona zabawę na której upływały mi całe dnie. Dodam, że miałyśmy okazję spotkać się osobiście na Blogowe Love, ale niestety zabrakło czasu na rozmowę. Mam nadzieję, że będzie okazja nadrobić 🙂
Kilka słów o autorce…
„Blog który prowadzę to przede wszystkim moja pasja, sposób na wyrażenie siebie. Lubię to robić i czerpię z tego przyjemność. Jego tematyka dotyczy macierzyństwa, naszego życia i wszystkiego co nas otacza, dotyka i porusza.
Jestem dumna mamą 19-miesięcznego synka Jasia, który jest istnym wulkanem energii – nie jest łatwo. W niedługim czasie pojawi się kolejny potomek, który aktualnie przebywa w brzuchu i czeka na odpowiednią chwile, ma jeszcze 3 miesiące czasu.”
Zabawa „Podchody”
„Miałam to szczęście, że wychowywałam się na wsi, gdzie większość dzieci zbierała się w jednym miejscu i bawiła się razem. Nie było wtedy komputerów, telefonów czy elektronicznych zabawek, a bajką na którą wszyscy biegli do domu była dobranocka.
Jedną z zabaw mojego dzieciństwa były „podchody”. Powiedzcie, czy próbowaliście kiedyś kogoś znaleźć po znakach, które zostawił? Bo właśnie na tym głównie polega ta zabawa.
Zasady są proste. Im więcej osób tym lepiej, bo musimy podzielić się na 2 grupy. Jedni uciekają zostawiając za sobą znaki, które najczęściej są strzałkami wskazującymi kierunek, w którym się udają, a drudzy ich szukają wędrując po pozostawionych śladach.
Najlepiej jest gdy, do dyspozycji mamy duży teren, za moich czasów nie było z tym problemu biegaliśmy po całej wiosce, parku i okolicznych łąkach. Jeśli uciekająca grupa została złapana przed dotarciem do celu przez szukających to następowała zmiana ról i tak w koło aż nam się znudziło.
Uwielbiałam ją, nie tylko dawała nam wiele przyjemności ale także, zapewniała porządną dawkę ruchu, ćwiczyła spostrzegawczość i pomysłowość.
A Wy bawiliście się w nią?
Iza”
W „nasze” podchody bawiłam się z innymi na podwórkach, w lasach, na terenach bloków wiejskich – bo też wychowałam się na wsi :). Czasami zostawialiśmy karteczki z podpowiedziami lub zagadkami w widocznych miejscach. Dla mnie poziomem hard były podchody mojego męża, który wychowywał się w dużym mieście. Wiecie jakie oni mieli zasady? Potrafili rysować strzałki na przystanku, co oznaczało, że wsiedli do tramwaju. Zatem nasze reguły i miejsca, gdzie się chowaliśmy to fraszka, błahostka 🙂
Co ćwiczy ta gra?
– refleks i sprawność fizyczną;
– umiejętność odczytywania symboli;
– umiejętność pracy zespołowej,
– orientację w terenie,
– stosowanie i przestrzeganie określonych reguł gry.
Pozostałe posty z cyklu:
O w mordę, to mąż miał rzeczywiście hard. Ja się bawiłam na wsi w podchody, eh to były czasy… Teraz też się bawię, ale w domowe 😛
Podchody, gra w "dwa ognie", jeszcze pewnie kilka innych, zabawa w sklep gdzie szczypiorkiem była trawa a kamienie ziemniakami… fajne czasy 🙂
My bawiliśmy się w lesie, gromada dzieciaków z patykami 🙂
Karteczki, drużyny, fajne wyzwania, aktywność fizyczna… No jak tu nie kochać tej gry
Uwielbiałam grę w podchody. Mieszkając na wsi zawsze było nas dużo, wiele drużyn i miejsc do ukrycia 😉