W tym roku z piernikami mam trochę pod górkę. Najpierw dwie porcje zostały zjedzone przed udekorowaniem. Zmusiłam się do zrobienia trzeciej, aby Hania miała przyjemność własnoręcznego dekorowania – i jakżeby inaczej – tutaj też nie poszło po mojej myśli.
Pierniczki gotowe, wystudzone – czas na malowanie pisakami spożywczymi (które dość ciężko się wyciska). Zawołałam do kuchni moją Gwiazdę i zabrałyśmy się do pracy. Ja zdążyłam zrobić 4 sztuki, Hania 2, gdy obudził się mój synek. Poszłam więc do niego zostawiając Hanię pod opieką babci. Wracam – prawie wszystkie pierniki udekorowane, ale… przez babcię. I tym sposobem Hania nie za bardzo mogła wykazać swoją pomysłowość i kreatywność. Zostało może z 5-6 sztuk, więc mówię – pomaluj te tak jak chcesz, a tu znów słyszę: „zrób tak, tak i tak, patrz” i kolejny piernik ukończony… zgadnijcie przez kogo? 🙂
Na finiszu udało się jej ozdobić kółeczko i dwie gwiazdki – po swojemu, bo przecież nie chodzi o to, żeby pierniki były ozdobione najpiękniej na świecie (nie biorą udziału w żadnym konkursie), ale o to, aby dziecko było zadowolone z efektów własnej pracy.
A tu pierniczki-upominki dla dzieciaczków: prostokątna baza, na niej doklejony wycięty kształt i pierwsza literka imienia. Po upieczeniu nadałam im troszkę koloru. Na żywo prezentują się lepiej. Robiłam je wczoraj wieczorem, sztuczne światło przy zdjęciach robi swoje. Całość zapakuję w folię i udekoruję wstążeczką.